sobota, 29 sierpnia 2015

Teoria światów równoległych.

"Rozumiem ludzi, co nienawidzą trzeźwości. (...)
Szukam wszędzie ratunku jednocześnie raniąc wszystkich
Dalekich i bliskich, po prostu zajebisty, co? (...)
Jestem ciągle pijany, upojony porażką
Miałem tak ogromne plany, ale moje słońce zgasło
I straszy martwą twarzą co wyraża mnie samego
Chciałbym być daleko, a nie ucieknę od tego
To tak banalne przegrać swoje życie
Może widzisz jak tworzę, może widzisz jak krzyczę (...)
Witaj w moim piekle, tu nie dzieje się nic raczej
Poza tym, że wiesz czym szczęście, ale możesz tylko patrzeć (...)
Naprawdę się nie zbliżaj, bo utopie nas w iluzji
Której razem pragniemy (...)
I nie widzę oazy, w której mógłbym się zatrzymać
W głowie tysiące wspomnień, a w sercu pustynia
I tak bardzo chce się pić, spragniony słowa (...)
To chyba nie ma sensu, teraz widzę to wyraźnie
Że czego nie zrobię, to na pewno się zbłaźnię (...)
Wbili mnie w tą lepką ziemię, więc nigdzie stąd nie pójdę
Traktuj jak bujdę, szkoda twojego wzroku
Będziesz mieć spokój jak zniknę ci z widoku (...)
Próbuje myśleć dla kogo tutaj jestem
Skoro tylko uciekam, naprawdę nie chcę
Się męczyć, a sumienie ciągle nie pozwala
Przekroczyć tej bariery (...)
Ale proszę pamiętaj, jeśli kiedyś usłyszysz
Że z własnej woli z nikogo stałem się niczym
Nie szukaj w sobie winy (...)
To opatrzność tak wybrała?
Nie, to była konsekwencja moich idiotycznych starań
Wskrzeszenia satysfakcji i zapachu szczęścia
Pokutą jest świadomość, że ktoś może się zadręczać
I nawet gdybym chciał być wyrachowany
To i tak będę żebrał o uczucia przed wami (...)
I nie proszę o litość, mówię nie o to chodzi
Zabij, a nie pokazuj co mogłem w życiu zrobić (...)
Może kiedyś dorosnę i w końcu zmądrzeję
I wcale mnie nie zdziwi, jeśli teraz się śmiejesz
To nie brak konsekwencji, ale brak chęci do życia (...)
Nie zaczęło się od dzisiaj
Wiem, że wszelkie tłumaczenia zawsze pachną banałem
Ale proszę cię zrozum, człowieku, przegrałem
Samego siebie.."

czwartek, 20 sierpnia 2015

Want to move away from the noise of this place.

Jeśli to, że do tego, by inni pokochali nas potrzeba, byśmy pierw to my pokochali siebie, to jestem niemal pewna, że z każdym dniem kieruję w siebie ostrze nienawiści całego wszechświata.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

I stopped when I reached the edge and I yelled it over again "Don't go, don't go"...

Moje serce, czy czujesz swą porażkę? Czy wiesz, że cię nienawidzę, że wcale nie jestem z ciebie dumna? Czy wiesz, że czeka cię tylko ból? Sądzisz, że spłynie na ciebie fala ciepła, że ktoś cię doceni, że pokocha na nowo, poskleja? 
Co wówczas, gdy przeprosiny i obietnice straciły wartość? Co jeśli już nie wierzę w żadne zapewnienie, co gdy już nie ufam? Co, gdy tylko boję się bólu? Jesteś w stanie przywrócić mi bezpieczeństwo swojej miłości, kiedy każdego dnia boję się, że mnie znowu zranisz? Płaczę na myśl o tym, o czym marzę, to boli.
Czy lepsze jest życie w samotności w bólu bez Ciebie, czy lepsze życie z bólem przy Tobie?
Kochaj mnie... Mam ochotę krzyczeć to cały czas jak głupia, tak by dotarło do Ciebie, tak byś dał mi całą swą miłość, byś mi pokazał, ze szczęśliwa miłość istnieje nie tylko w filmach, w książkach i w moich snach... Pokaż mi, daj mi zapomnieć o tym wszystkim co złe, uratuj cały mój świat...

I can lie to everyone but not to myself.

Ostatnio doznaję fajnego uczucia. Zdarzy się, że dotrze do moich nozdrzy zapach, który spowoduje nagromadzenie w moich myślach przyjemnych emocji. Nie mam na myśli tego, że po prostu coś ładnie mi zapachnie, ale to, że było to z czymś związane z przeszłości, a co kojarzy mi się dobrze. Najciekawsze jest jednak to,że gdy odczuję tę woń, która sprawia, że robi mi się w środku ciepło, w mojej głowie nie widnieją żadne obrazy, nie mam najmniejszego pojęcia co napływa wówczas do mojej nieświadomości, choć wiem,że z pewnością ma to związek z jakimiś wspomnieniami. Może to, co mówię nie brzmi niezwykle fascynująco, ale naprawdę to zjawisko jest dla mnie czymś niesamowitym i ma wielką siłę. W sumie cieszę się, że nie dzieje się to z przywoływaniem obrazów, gdyż odbywa się to bez konsekwencji. Mam na myśli to, że unikam pewnego poczucia winy, że coś mogłoby nadal wywoływać we mnie miłe wspomnienie. Tak tak, wiem, że nie możemy odrzucać i wstydzić się tego, co przynosiło nam szczęśćie, ale ale...
Tak więc to zjawisko zapachowe, jak to nazwę ma wiele większą moc niż jakieś piosenki, które mogłyby się z kimś/czymś kojarzyć. Jedynie słowa, które od pierwszego zrozumienia poruszały mnie do łez mogą się z nim równać.
Cóż jeszcze chciałabym napisać?
Pisałam już kiedyś, że marzy mi się sen bez konsekwencji na jawie, że chciałabym budzić się z całkowitą świadomością, że sen to zupełna odrębność, ale chcąc nie chcąc wiem, że sen wychodzi ze mnie, z mojej podświadomości. Tak więc może powinnam czuć się czasem zawstydzona, winna? A z drugiej strony dlaczego... Skoro rzeczywistość mi czegoś zabrania, coś mi ogranicza, a sama mogę sobie to wyprodukować w fabryce snów, dlaczego więc mam się czuć z tego powodu źle, że skorzysrałam z opcji?
Durnoty zajmują moją głowę, wiem.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Więcej światła!

Fajnie byłoby gdyby sny stanowiły całkowitą odrębność, odrębność, w którą się wkracza, w której się żyję część nocy i w której sie odczuwa. Przy czym jednak emocje doznane we śnie nie byłyby obiektem tęsknoty w ciągu dnia.
A co wyszło z mojego wczorajszego "oglądaj filmy, czytaj książki, nie pij piwa"?
Filmów nie oglądałam, jednej z książek przeczytałam 20 stron, piwa nie piłam.

A to kiedyś się odmieni:

"Mnie każdy ranek nowy postrach niesie
Gotów bym łzami rzewnymi oblewać
Ten dzień wstający, w którego okresie
Żadnej się ulgi nie mogę spodziewać"
~J.W Goethe

niedziela, 9 sierpnia 2015

My heart is a ghost town.<- Smutny jamnik z przetrąconym mózgiem

Wyeliminuj to, co czyni cię nieszczęśliwym, co zakłóca twoje myśli i nie pozwala ci czuć się dobrze ze sobą. Wyeliminuj piwo, wyeliminuj zbędne kilogramy, a znajdź sobie coś do roboty, coś co pozwoli oderwać ci myśli od tych nieprzyjemnych, od tych czarnych chmur pojawiających się znikąd zupełnie niepotrzebnie, obejrzyj w końcu filmy czekające w kolejce, przeczytaj pozostawiony stos książek. Zerwij z tym, co robisz na codzień, daj szansę akurat temu jutru by stało się tym lepszym. Akurat te, właśnie te, żadne z kolejnych.
Człowiek jest zanadto cudowną istotą, może budzić się nieszczęśliwy przez ciąg poranków, lub też płakać w poduszkę przez kolejny ciąg nocy, a i tak nie kiwnie palcem nad tym co się dzieje, zagłębi się w to swoje gówienko i będzie w nim siedział do upadłego.
A to życie jest siłą tkwiącą w człowieku, dopóki żyjesz do wtedy masz w sobie siłę, tę siłę witalną, dzięki której serce bije, krew płynie a nerwy przewodzą impulsy. Nie mów więc, że nie masz siły, bo jest to kompletną bzdurą.
Żyjesz, by wygrywać, życie daje ci szansę wygrywać, porażka jest twoim wysoce nagannym wyborem, wyborem niedopuszczalnym.

(żeby nie było, nie jestem hipokrytką, napisałam to w formie perswazyjnej, aby móc kierować to do samej siebie i wbić sobie do głowy)

sobota, 8 sierpnia 2015

Let the ocean take me.

Jak mnie to maksymalnie wkurwia. Ten odwieczny dramat, ta nieporadność. Jest 5 tysięcy wyjść, ugodowych wyjść, ale wybierane jest zawsze to, gdzie trzeba coś znosić/przyzwyczaić się do czegoś nam nie pasującego. Kurwa czemu? Bo nie można chwili posiedzieć, pomyśleć, ruszyć głową, uwzględnić więcej osób niż siebie?
I wkurwia mnie to, że ja ratuję poddających się, strzegę ich przed upadkiem. Roztrzaskuje mnie w środku to, ze nie mogę być słaba, choć tak naprawdę jestem. Nie mogę się położyć, bo muszę stać, muszę być na straży. Nie mogę liczyć na to, że to mnie ktoś uratuje, nie mogę być słaba, bo mnie opuszczą, nie będą o mnie walczyć, nie bedą mnie ratować... A ja o nich będę walczyć zawsze, bo ich potrzebuję.
Tak mi ciężko. Nie umiem ogarnąć.
Nie chcę się tak czuć. Nie ma skąd mi być lżej, bo nikt nie stara się o otuchę dla mnie, o to ciepło i zainteresowanie. Żeby raz ktoś dał mi coś, o co nie prosiłam,a  czego pragnęłam. Nie chcę wciąż prosić o ludzki gest, i jeszcze nie otrzymać go. Poniżyć się, by go dostać i nie zobaczyć nawet jego śladu. Wciąż tylko: poczekaj, bądź cierpliwa, bądź wyrozumiała, zrozum... ale ja cierpię kurwa, ja potrzebuję teraz, by doczekać do czegokolwiek później...

środa, 5 sierpnia 2015

The higher I get, the lower I'll sink. I can't drown my demons, they know how to swim.

Boże, jaka ja jestem dziwna(?). Siedzę i czuję się przybita i smutna, mam ochotę płakać, a pocieszam się tym, że sama jestem sobie winna. Ten stan przekształcam w karę, zasłużoną. W sumie wychodzę na tym pokutowaniu lepiej niż jakbym miała pogrążyć się i płakać nad tym, gdzie jestem.
Szczerze, to nie lubię tych swoich przebłysków siły, tego chwilowego samozaparcia, bo najprawdopodobniej niedługo po tym nadejdzie czas, gdzie trzasnę o ziemię jeszcze mocniej i wszystko wróci do złej normy. Tyle razy powtarzałam, powiem i teraz, chciałabym być normalna, chciałabym być w sam raz, taka wyśrodkowaną, nie skrajną wersja mnie. Coś tam pewnie da się zrobić, ale jak o tym myślę, to tak jakbym miała własną siłą zbudować wszystkie piramidy, lub poprzenosić posągi na wyspie Rapa Nui, w jej różne krańce.
+100 do hiperbolizacji...
Trzymam się.

niedziela, 2 sierpnia 2015

I am not your Jesus, I can't save you from yourself.

Czasem tak bardzo nie chcę mi się nigdzie iść. Szczególnie nie chcę iść do przodu, tam gdzie idę. Najchętniej szła bym do tyłu, cofała się do tego, co znam, i tak cofnęłabym się aż do momentu, gdy mnie nie było. Wszystko rozpłynęłoby się zupełnie bezboleśnie.
Ale przed tym całym rozpłynięciem, które kiedyś nastąpi, chciałabym tylko choć raz utonąć całkowicie w miłości drugiej osoby, przeżyć szczęśliwy dzień, choć na ten dzień być wolna od trucizny, którą w sobie syntezuję każdego dnia, chciałabym coś wygrać, chciałabym kogoś uratować...
Tak bardzo się boję tego, co nadchodzi. Chcę tego uniknąć. Nie nadaję się do stawiania kroków na przód. Ja umiem tylko dreptać w miejscu, to mi wychodzi najlepiej i nie mam nic przeciwko temu. Czuję ucisk w gardle, strach i łzy.
Nie mam na czym się oprzeć, nie mam na kim się oprzeć. A tam gdzie szukam oparcia, spotyka mnie chwiejność, która sprawia, że wszystko wewnątrz mnie jest roztrzęsione. Cały czas pragnę czegoś, co będzie na pewno, ale chyba to "na pewno" nie pragnie mnie.
Ech i dziś kolejny z tych dni, kiedy przewracam piasek z dna, na którym się znajduję i uświadamiam sobie, że wszystko, co pozytywne i co mogłoby być światłem znajduje się w zupełnie odległych galaktykach, i nie ma tego w zasięgu mojego umysłu.
Boli mnie moje 21 gramów. Nie chcę...