Za tydzień o tej porze będę gdzie indziej. Z jednej strony czuję ekscytację i mam myśli, że "może być fajnie, może nie być tak źle", a z drugiej strony czuje strach i chce mi się płakać. Nic poza tym.
Od trzech dni próbuję się ogarnąć.
W końcu posprzątałam pokój, po miesiącu. Nie mogłam się do tego zabrać, lub po prostu było mi to obojętne. Nawet dwie zerwane żabki przy zasłonie przez dwa tygodnie zostały nie doczepione spowrotem. Zawsze się przed snem tylko na nie gapiłam, nie mogąc podejść tam i je poprawić. Nieciekawie.
Najważniejsze, że przystopowałam z alkoholem i nie ciągnie mnie do niego tak jak kiedyś. Nie piję codziennie, ani co dwa dni. Czasem tylko wypiję piwo, ale to nie powoduje tego, że i muszę napić się następnego dnia, a potem jeszcze następnego itd.
A moja miłość... Mojej miłości nikt nigdy nie zrozumie. Zawsze będą widzieć ją przez pryzmat obserwacji, złych wspomnień i tego, co mówię, gdy jest mi źle. Zawsze będą mówić mi, bym zostawiła to wszystko. A ja zawsze powiem, że go kocham i wybaczam mu złość i to, co w niej mówi, i powiem, że mogę być nieszczęśliwa przez długi czas, tylko by dotrwać do tego dnia, gdy zapomnę o wszystkim i przy nim będę mogła się śmiać i być radosna tak jakby nic złego się nigdy nie stało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz